niedziela, 24 września 2017

Rozdział 5





— Harry, doskonale wiesz, że to beznadziejny pomysł! — powiedziałam po raz kolejny. Od dwóch dni próbowałam przekonać mojego przyjaciela, że nie mogę iść z Draconem Malfoyem na bal charytatywny. — To nie ma prawa się udać! — krzyknęłam, po czym bezradnie opadłam na szary, wygodny fotel Pottera. Początkowo Ron zgadzał się ze mną – kompletnie nie podobała mu się wizja mnie jako partnerki Ślizgona. Niestety, nasz czarnowłosy przyjaciel przekabacił go na swoją stronę. Dodatkowo Ginny była zachwycona tym, że miała mi pomóc w zakupie sukienki i pozostałych przygotowaniach.
— Hermiono, ale co może pójść nie po naszej myśli? — zapytał Potter, który siedział na kanapie w swoim salonie.
— Wszystko! Na pewno kto się zorientuje, kim jestem i…
— Kobieto, będziesz miała na sobie tyle zaklęć maskujących, że nawet ja cię nie poznam. Wystarczy, że zachowasz się odpowiednio do sytuacji, czyli udasz towarzyszkę Malfoya!
— No właśnie! Naprawdę sobie wyobrażasz, że dam radę grać miłą dla Draco?! — Podniosłam się z siedzenia i skierowałam palec wskazujący na Pottera.
— Jesteś inteligentną i zdolną czarownicą. Pójdziesz na ten bal! I to jest koniec dyskusji! — powiedział, również podnosząc się z sofy, zanim zdążyłam ponownie otworzyć usta. Popatrzyłam na niego z żalem w oczach. Czemu mi to robił? Wiedziałam, że nie wysłucha moich próśb. Zdawałam sobie sprawę z tego, że odnalezienie Lucjusza Malfoya jest niezwykle ważne, ale udawanie dziewczyny Draco to, delikatnie mówiąc, przegięcie. Podeszłam do kanapy i zabrałam z niej moją czarną torebkę. Rzuciłam jeszcze ostatnie spojrzenie na Pottera i wyszłam z jego domu, trzaskając drzwiami. Zachowałam się zupełnie jak nie ja.
— Hermiono! — Usłyszałam, jak mnie woła, ale nie miałam zamiaru tam wracać. Ruszyłam przed siebie, sama nie wiedząc, dokąd zmierzam. Musiałam ochłonąć. Zachowanie Malfoya wciąż wzbudzało we mnie sprzeczne uczucia. Z jednej strony był miły i szarmancki. Starał się odnaleźć swojego ojca, martwił się o niego. Jednak z drugiej strony w pamięci wciąż miałam jego szkolne oblicze. Przypomniałam sobie słowa Draco: Nigdy nie pragnąłem i nie byłem prawdziwym Śmierciożercą, dlatego nie mogłem przestać nim być. Czy Malfoy udawał przez te wszystkie lata? Został zmuszony do ukazania swojej ciemnej strony? Miałam mętlik w głowie, a całą sytuację pogarszała perspektywa balu i przebywania z nim sam na sam…
Wędrowałam ulicami Londynu bez konkretnego celu. Przystanęłam na chwilę, żeby sprawdzić, gdzie właściwie jestem. Wtedy zorientowałam się, że ktoś na mnie patrzy. Nieznany mężczyzna stał po przeciwnej stronie ulicy i obserwował mnie bardzo uważnie. Właściwie się z tym nie krył. Był wysoki i szczupły, a na sobie miał czarną pelerynę z kapturem zarzuconym na głowę. Z tej odległości nie mogłam rozpoznać, kim jest. Rozejrzałam się i stwierdziłam, że znajduję się niedaleko teatru Ameidy, czyli dwie ulice od Grimmauld Place. Ścisnęłam różdżkę znajdującą się w kieszeni dżinsowej kurtki i spokojnym krokiem ruszyłam przed siebie. Kątem oka zobaczyłam, że mężczyzna również zaczął iść. Poczułam niepokojące ukłucie w sercu. Starałam się nieznacznie przyspieszyć, tak aby jak najszybciej zniknąć mu z oczu i jednocześnie nie dać znaku, że się zorientowałam o jego obecności. W końcu dotarłam do jednej z bardziej uczęszczanych ulic i weszłam w zaułek między kamienicami. Zerknęłam jeszcze raz w kierunku mężczyzny, ale nie zobaczyłam go nigdzie, najwyraźniej udało mi się go zgubić. A może sam przestał za mną iść? Albo to wyobraźnia spłatała mi figla? Odetchnęłam głęboko i teleportowałam się z trzaskiem.


***


Weszłam szybko do domu Harry’ego. Nawet nie zadbałam o to, aby zapukać. Potter stał w salonie przy regale z książkami i wyglądał przez okno. Oderwał od niego wzrok i z zaskoczeniem na twarzy spojrzał na mnie – zdyszaną i wystraszaną.
— Co się stało? — zapytał i podszedł do mnie bliżej. Musiał mnie przytrzymać, bo nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Zaprowadził mnie do kanapy i posadził na niej. Zdziwiłam się swoją reakcją, w końcu nie jedno już się wydarzyło w moim życiu. Jednak z drugiej strony przez ostatnie dwa lata nic się nie działo. Panował względny spokój. Chyba odzwyczaiłam się od adrenaliny…
— Ktoś mnie śledził, Harry — powiedziałam szeptem, jakbym się bała, że ktoś może mnie usłyszeć.
— Jak to ktoś cię śledził? Hermiono, o czym ty mówisz?! — Na twarzy Pottera ujrzałam szok i niedowierzanie. Nasza sytuacja komplikowała się coraz bardziej. Najpierw „ucieczka” Lucjusza Malfoya z Azkabanu, potem ujawnienie prawdy przez Dracona, poznanie historii Kasjusza, a teraz to.
— Wyszłam od ciebie i szłam bez konkretnego celu. Zatrzymałam się, żeby zorientować się, gdzie właściwie jestem i wtedy zobaczyłam podejrzanego mężczyznę po przeciwnej stronie ulicy. Miał na sobie czarną pelerynę i kaptur… Nie rozpoznałam, kim był. Wmieszałam się w tłum, żeby go zgubić i teleportowałam się tutaj.
— To niedobry znak — stwierdził Potter i przejechał ręką po brodzie. — Kto i dlaczego miałby cię śledzić?
Nie odpowiedziałam od razu. Zastanawiałam się, kto mógłby to zrobić. Pomyślałam o porwaniu Lucjusza Malfoya…
— A co jeżeli to był Kasjusz? — spytałam drżącym głosem. Harry spojrzał na mnie. Po jego minie poznałam, że intensywnie myśli.
— Sądzisz, że dowiedział się o naszej współpracy z Draco?
— Skoro udało mu się wejść do więzienia pełnego strażników, dodatkowo zabezpieczonego magicznymi alarmami, porwać Malfoya i wyjść niezauważonym z Azkabanu… — Nie musiałam kończyć mojej myśli. — I co teraz? — zapytałam, patrząc prosto w jego zielone oczy.
— Teraz to już na pewno musisz iść na ten bal — odpowiedział. — I czym prędzej rozwiązać tę cholerną zagadkę.



***

— Boże, nawet nie wiesz, jak bardzo jestem podekscytowana! — powiedziała Ginny z szerokim uśmiechem na twarzy, kiedy wchodziłyśmy do jednego z lepszych butików w Londynie. Wiedziałam, że nie mogę iść na bal charytatywny organizowany przez pana Notta w byle czym. Poza tym miałam udawać przyjaciółkę Malfoya, więc powinnam się przy nim odpowiednio prezentować. Draco zawsze był eleganckim mężczyzną, ale teraz jego zachowaniu dodatkowo towarzyszyła dojrzałość, która to potęgowała. 
— Uwierz mi, wiem. Widać to z daleka — zaśmiałam się, kręcąc głową na entuzjazm przyjaciółki.
Dziewczyna spojrzała na mnie z dezaprobatą, lecz po chwili również się roześmiała.
— Okay, może przesadzam, ale tylko odrobinkę! Zresztą teraz musimy się skupić, żeby wybrać odpowiednią suknię dla pięknej Jean Howard — powiedziała, mrugając do mnie konspiracyjnie.
— Ciszej, Ginny — szepnęłam. — Wiesz, że to tajemnica!
— Spokojnie. Przecież specjalnie przyszłyśmy do sklepu w mugolskiej części Londynu.
Spojrzałam na nią niepewnym wzrokiem. Przez wczorajsze wydarzenia byłam bardzo niespokojna. Wieczorem podczas kolacji wspólnie z Harrym, Ginny i Ronem wymyśliliśmy dla mnie fałszywe imię i nazwisko. Do balu pozostały tylko dwa dni, a ja miałam coraz większe obawy, dodatkowo pogłębił je tajemniczy mężczyzna, który mnie wczoraj śledził. Potter skorzystał nawet ze swojego dostępu do monitoringu miejskiego, ale zobaczył na nim tyle samo co ja – dobrze zamaskowaną postać. Podejrzewaliśmy, że to kuzyn Dracona, co było jeszcze bardziej przerażające. Oznaczało to tylko jedno – nieubłaganie nadchodził dzień naszej konfrontacji z Kasjuszem Malfoyem.
— Wiem, ale i tak lepiej być ostrożnym — powiedziałam i westchnęłam cicho. Weasley popatrzyła na mnie i pokiwała głową, zgadzając się ze mną.
— Dzień dobry, mogę paniom jakoś pomóc? — Przed sobą ujrzałyśmy młodą dziewczynę.
— Potrzebujemy sukni na bal dla tej pani — odpowiedziała Ginny, wskazując na mnie ręką. Zauważyłam, że na jej twarzy znów zagościł szeroki uśmiech.
— Oczywiście, zapraszam panie dalej.
Po godzinie przymierzania bolała mnie głowa, a po dwóch było mi już niedobrze. Moja rudowłosa przyjaciółka odrzucała każdą suknię. Te koronki wyglądają tandetnie, mówiła. Za to mnie podobała się większość z nich i pewnie już dawno bym stamtąd wyszła z którąś, gdyby nie to, że Ginny praktycznie zmuszała mnie, abym spróbowała założyć kolejną. Nawet dziewczyna, która nas obsługiwała, była już zmęczona jej wybrzydzaniem. Pewnie uznała nas za wariatki…
— Ta też odpada, źle wyglądasz w tym kolorze. Musisz powalać swoim wyglądem, ale jednocześnie powinnaś olśniewać elegancją. Pamiętaj, z kim idziesz na ten bal — powiedziała Ginny.
— Powalać? — zapytała ekspedientka. — Chyba wiem, która suknia będzie odpowiednia! — W jej głosie usłyszałam podekscytowanie i nadzieję na to, że w końcu uda się nas, a właściwie Ginny, zadowolić. — Zaraz wracam!
— Kobieto, nie możesz być taka wybredna! Inaczej spędzimy tu cały dzień! A przypominam ci, że dzisiaj idziesz do lekarza, żeby sprawdzić coś bardzo ważnego! — syknęłam, korzystając z nieobecności sprzedawczyni. W końcu mieliśmy się dowiedzieć, czy moi przyjaciele zostaną rodzicami.
— Wiem, Hermiono. Po prostu chcę, żebyś wyglądała zjawiskowo. — Podeszła do mnie i chwyciła mnie za ręce. Popatrzyła na mnie uważnie i uśmiechnęła się delikatnie. 
— Czy ja widzę w twoich oczach łzy? — zapytałam zaskoczona. — Ginny, ja nie wybieram sukni ślubnej! Jeszcze będziesz mieć okazję, by płakać — zaśmiałam się. Jednak przez głowę przemknęła mi myśl, że ta chwila może nigdy nie nastąpić.  
— Dobra, dobra! Już się biorę w garść, ale pamiętaj, że czekają nas jeszcze jedne zakupy. Połowa twojej szafy nadaje się do wyrzucenia!
— Hej, wcale że nie! — zaprotestowałam, kładąc dłonie na biodrach.
— Faktycznie, myliłam się — powiedziała Ginny. — Trzy czwarte twojej szafy jest do niczego!
Spojrzałam na nią krzywo, ale nie odezwałam się, bo usłyszałam, że wraca ekspedientka.
— Jestem! Co powiedzą panie na taką suknię? — zapytała rozpromieniona konsultantka. W rękach trzymała długą, chabrową suknię z dekoltem w szpic. — Tak wygląda z tyłu — dodała i odwróciła ją.
Przód sukni był niezwykle prosty i elegancki, ale to jej tył czynił ją wyjątkową. Na plecach miała wyłącznie srebrne paski łączące się po skosie.
— Przymierzaj — powiedziała stanowczo Ginny, która tak samo jak ja wpatrywała się w nią z uwielbieniem.
Zabrałam kreację z rąk dziewczyny i weszłam do przymierzalni. Pierwszy raz czułam podekscytowanie podczas zakupów. Czy to dziwne?
Po chwili niepewnie wychyliłam głowę zza kotary.
— Na co czekasz?! Wychodź! — zawołała moja rudowłosa kompanka.
Wyszłam i stanęłam na delikatnym podwyższeniu. Czułam, że bije mi serce. 
— I jak? — zapytałam, patrząc na reakcję Ginny. Uśmiechała się, a ja poczułam ulgę.
— Wyglądasz zjawiskowo. Podoba ci się ta suknia? — Odwróciłam się i ujrzałam przed sobą Dracona Malfoya.
— Co ty tu robisz? — zapytałam. Byłam zaskoczona jego obecnością w butiku. Ślizgon w mugolskiej części Londynu, na dodatek w damskim butiku?
— Nie odpowiada się pytaniem na pytanie. To niegrzeczne — powiedział i wolnym krokiem podszedł do mnie bliżej. Stał stanowczo za blisko. — To samo tyczy się ignorowania komplementów — dodał, patrząc mi prosto w oczy. Pachniał nieziemsko. Nie wiedziałam, jakich używał perfum, ale musiały kosztować fortunę skoro były tak intensywne.
— Dziękuję, panie Malfoy — powiedziałam chłodno. — Mogę wiedzieć, co pan tu robi?
— Tak lepiej — stwierdził z typowo malfoyowskim uśmieszkiem na twarzy. Wyminął mnie, żeby usiąść na sklepowej sofie tuż obok mojej towarzyszki. — Ginny. — Kiwnął głową i uśmiechnął się do niej.
— Malfoy — odpowiedziała, patrząc na niego uważnym wzrokiem.
— Odpowiadając na twoje pytanie, Hermiono, akurat tędy przechodziłem i zobaczyłem cię przez okno wystawowe — powiedział, odwracając głowę z powrotem w moją stronę.
— Akurat. Uważaj, bo ci uwierzę — prychnęłam.
— Moje wydawnictwo ma siedzibę ulicę dalej.
Zaskoczył mnie. Przez te wszystkie wydarzenia prawie zapomniałam, że jest wydawcą. Spojrzałam na Ginny – w końcu to ona dowiedziała się o jego zajęciu – a ta pokiwała tylko lekko głową, potwierdzając słowa Draco. Całej sytuacji przyglądała się młoda ekspedientka, która właśnie pożerała Malfoya wzrokiem. Poczułam się dziwnie. Jakby mi to przeszkadzało…
— Proszę mi pomóc ściągnąć tę suknię — zwróciłam się do niej, jednak ona wciąż bardziej była zainteresowana Ślizgonem. Pokręciłam głową z rozdrażnieniem i sama weszłam do przymierzalni, po drodze mijając rozbawionego Dracona oraz zaskoczoną Ginny.
Kiedy wyszłam przebrana w swoje ubrania, na kanapie nie było już nikogo. Wszyscy stali przy kasie. Podeszłam tam z sukienką przewieszoną przez rękę.
— Proszę mi ją spakować — powiedziałam do ekspedientki, podając jej suknię.
— Oczywiście. — Wzięła ją ode mnie i popatrzyła na metkę. — To będzie tysiąc funtów.
Popatrzyłam na nią zaszokowana. Spodziewałam się, że ubrania w tym butiku nie należą do najtańszych, ale…
— Proszę. — Draco podał kartę kredytową pani przy kasie. Złapałam go za rękę i poczułam, jak tym razem to jego ciało przeszły dreszcze. Ja, Hermiona Jean Granger, działałam na Malfoya?
— Sama zapłacę, uwierz, stać mnie na to — powiedziałam stanowczym głosem, patrząc mu prosto w oczy.
— A ja chcę ci ją kupić, bo wyglądasz w niej rewelacyjnie — odpowiedział, jakby to była oczywista sprawa.
— Nie ma takiej potrzeby, panie Malfoy. — Przybliżyłam się do niego, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
— Uważam, że jest. Uznajmy, że to w ramach podziękowania za to, co dla mnie robisz.
 Jeszcze nie masz mi za co dziękować. A pieniądze lepiej wpłać na jakąś organizację charytatywną, jeżeli tak bardzo ci zależy.
Mierzyliśmy się wzrokiem, a ja czułam, że zaczyna mi się robić gorąco, mimo że w sklepie działała klimatyzacja. Stojąc tak blisko Draco, zauważyłam, że miał cholernie długie i gęste rzęsy. Sama byłam posiadaczką krótkich i jasnych. Irytowało mnie to, ale ratowałam się mugolskim tuszem. Jakoś nie przekonały mnie czarodziejskie sposoby. Nie wystarczyło, że Malfoy był przystojny, bogaty i obezwładniająco pachniał? Oczywiście musiał mieć piękne rzęsy!
— W porządku, wpłacę pieniądze na wybraną przez ciebie organizację charytatywną — odparł po chwili, uśmiechając się delikatnie. — Ale za suknię też zapłacę — stwierdził i podał kartę zafascynowanej całą sytuacją ekspedientce.
— Skoro będziesz w niej chodzić, to proszę bardzo. Ja jej nie przyjmę — dodałam i obróciłam się na pięcie. — Ginny, wychodzimy — powiedziałam do zaskoczonej przyjaciółki. Ujrzałam w jej oczach rozczarowanie. Wiedziałam, że była zachwycona postawą Dracona, ale ja miałam swój honor. Mężczyzna zachowywał się szarmancko, ale nie do tego byłam przyzwyczajona. Czyżby brakowało mi poprzedniej wersji chłopaka?
— Granger, jaką ty jesteś irytującą babą! — Zatrzymałam się tuż przed drzwiami na dźwięk ostrych słów Draco.
Odwróciłam się i spojrzałam na niego. Miał zaciśniętą szczękę i patrzył prosto na mnie. Uśmiechnęłam się szeroko.
— Wróciłeś, Malfoy.


                                                

Kolejny rozdział opublikowany. Draco pokazał odrobinkę pazurków. Jak myślicie, co wydarzy się dalej? :D

Betowała wspaniała Agrat bat Machlat <3 




3 komentarze:

  1. Naprawdę bardzo spodobał mi się ten rozdział! Co prawda nie należał do wyjątkowo długich, ale ostatnio wolę krótsze rozdziały. :) Oczywiście najbardziej zachwyciła mnie ostatnia scena, kiedy nagle w sklepie pojawił się Malfoy! Za każdym razem z niecierpliwością wyczekuję ich konfrontacji. Jestem strasznie ciekawa, czy mężczyzną, który śledził Hermionę, rzeczywiście był Kasjusz, czy może ktoś, kogo zupełnie możemy się nie spodziewać. No cóż, pewnie wkrótce się okaże!
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. :)

    M.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzisiaj znalazłam tego bloga i powiem Ci podoba mi się :D Czekam na kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej :)
    Podoba mi się nowy Draco ale... tęskniłam już za starym xD
    Czekam na dalszy ciąg :)
    Luella

    OdpowiedzUsuń