— Harry, doskonale wiesz, że to
beznadziejny pomysł! — powiedziałam po raz kolejny. Od dwóch dni próbowałam
przekonać mojego przyjaciela, że nie mogę iść z Draconem Malfoyem na bal
charytatywny. — To nie ma prawa się udać! — krzyknęłam, po czym bezradnie
opadłam na szary, wygodny fotel Pottera. Początkowo Ron zgadzał się ze mną –
kompletnie nie podobała mu się wizja mnie jako partnerki Ślizgona. Niestety,
nasz czarnowłosy przyjaciel przekabacił go na swoją stronę. Dodatkowo Ginny
była zachwycona tym, że miała mi pomóc w zakupie sukienki i pozostałych
przygotowaniach.
— Hermiono, ale co może pójść nie
po naszej myśli? — zapytał Potter, który siedział na kanapie w swoim salonie.
— Wszystko! Na pewno kto się
zorientuje, kim jestem i…
— Kobieto, będziesz miała na
sobie tyle zaklęć maskujących, że nawet ja cię nie poznam. Wystarczy, że
zachowasz się odpowiednio do sytuacji, czyli udasz towarzyszkę Malfoya!
— No właśnie! Naprawdę sobie
wyobrażasz, że dam radę grać miłą dla Draco?! — Podniosłam się z siedzenia i
skierowałam palec wskazujący na Pottera.
— Jesteś inteligentną i
zdolną czarownicą. Pójdziesz na ten bal! I to jest koniec dyskusji! —
powiedział, również podnosząc się z sofy, zanim zdążyłam ponownie otworzyć
usta. Popatrzyłam na niego z żalem w oczach. Czemu mi to robił? Wiedziałam, że
nie wysłucha moich próśb. Zdawałam sobie sprawę z tego, że odnalezienie
Lucjusza Malfoya jest niezwykle ważne, ale udawanie dziewczyny Draco to,
delikatnie mówiąc, przegięcie. Podeszłam do kanapy i zabrałam z niej moją
czarną torebkę. Rzuciłam jeszcze ostatnie spojrzenie na Pottera i wyszłam z
jego domu, trzaskając drzwiami. Zachowałam się zupełnie jak nie ja.
— Hermiono! — Usłyszałam, jak
mnie woła, ale nie miałam zamiaru tam wracać. Ruszyłam przed siebie, sama nie
wiedząc, dokąd zmierzam. Musiałam ochłonąć. Zachowanie Malfoya wciąż wzbudzało
we mnie sprzeczne uczucia. Z jednej strony był miły i szarmancki. Starał się
odnaleźć swojego ojca, martwił się o niego. Jednak z drugiej strony w pamięci
wciąż miałam jego szkolne oblicze. Przypomniałam sobie słowa Draco: Nigdy nie pragnąłem i nie byłem prawdziwym
Śmierciożercą, dlatego nie mogłem przestać nim być. Czy Malfoy udawał przez
te wszystkie lata? Został zmuszony do ukazania swojej ciemnej strony? Miałam
mętlik w głowie, a całą sytuację pogarszała perspektywa balu i przebywania z
nim sam na sam…
Wędrowałam ulicami Londynu bez
konkretnego celu. Przystanęłam na chwilę, żeby sprawdzić, gdzie właściwie
jestem. Wtedy zorientowałam się, że ktoś na mnie patrzy. Nieznany mężczyzna stał
po przeciwnej stronie ulicy i obserwował mnie bardzo uważnie. Właściwie się z
tym nie krył. Był wysoki i szczupły, a na sobie miał czarną pelerynę z kapturem
zarzuconym na głowę. Z tej odległości nie mogłam rozpoznać, kim jest.
Rozejrzałam się i stwierdziłam, że znajduję się niedaleko teatru Ameidy, czyli dwie
ulice od Grimmauld Place. Ścisnęłam różdżkę znajdującą się w
kieszeni dżinsowej kurtki i spokojnym krokiem ruszyłam przed siebie. Kątem oka
zobaczyłam, że mężczyzna również zaczął iść. Poczułam niepokojące ukłucie w
sercu. Starałam się nieznacznie przyspieszyć, tak aby jak najszybciej zniknąć mu
z oczu i jednocześnie nie dać znaku, że się zorientowałam o jego obecności. W
końcu dotarłam do jednej z bardziej uczęszczanych ulic i weszłam w zaułek
między kamienicami. Zerknęłam jeszcze raz w kierunku mężczyzny, ale nie
zobaczyłam go nigdzie, najwyraźniej udało mi się go zgubić. A może sam przestał
za mną iść? Albo to wyobraźnia spłatała mi figla? Odetchnęłam głęboko i
teleportowałam się z trzaskiem.
***
Weszłam szybko do domu Harry’ego.
Nawet nie zadbałam o to, aby zapukać. Potter stał w salonie przy regale z
książkami i wyglądał przez okno. Oderwał od niego wzrok i z zaskoczeniem na
twarzy spojrzał na mnie – zdyszaną i wystraszaną.
— Co się stało? — zapytał i
podszedł do mnie bliżej. Musiał mnie przytrzymać, bo nogi odmówiły mi
posłuszeństwa. Zaprowadził mnie do kanapy i posadził na niej. Zdziwiłam się
swoją reakcją, w końcu nie jedno już się wydarzyło w moim życiu. Jednak z
drugiej strony przez ostatnie dwa lata nic się nie działo. Panował względny
spokój. Chyba odzwyczaiłam się od adrenaliny…
— Ktoś mnie śledził, Harry —
powiedziałam szeptem, jakbym się bała, że ktoś może mnie usłyszeć.
— Jak to ktoś cię śledził?
Hermiono, o czym ty mówisz?! — Na twarzy Pottera ujrzałam szok i
niedowierzanie. Nasza sytuacja komplikowała się coraz bardziej. Najpierw
„ucieczka” Lucjusza Malfoya z Azkabanu, potem ujawnienie prawdy przez Dracona,
poznanie historii Kasjusza, a teraz to.
— Wyszłam od ciebie i szłam
bez konkretnego celu. Zatrzymałam się, żeby zorientować się, gdzie właściwie
jestem i wtedy zobaczyłam podejrzanego mężczyznę po przeciwnej stronie ulicy.
Miał na sobie czarną pelerynę i kaptur… Nie rozpoznałam, kim był. Wmieszałam
się w tłum, żeby go zgubić i teleportowałam się tutaj.
— To niedobry znak — stwierdził
Potter i przejechał ręką po brodzie. — Kto i dlaczego miałby cię śledzić?
Nie odpowiedziałam od razu.
Zastanawiałam się, kto mógłby to zrobić. Pomyślałam o porwaniu Lucjusza
Malfoya…
— A co jeżeli to był Kasjusz? —
spytałam drżącym głosem. Harry spojrzał na mnie. Po jego minie poznałam, że
intensywnie myśli.
— Sądzisz, że dowiedział się o
naszej współpracy z Draco?
— Skoro udało mu się wejść
do więzienia pełnego strażników, dodatkowo zabezpieczonego magicznymi alarmami,
porwać Malfoya i wyjść niezauważonym z Azkabanu… — Nie musiałam kończyć mojej
myśli. — I co teraz? — zapytałam, patrząc prosto w jego zielone oczy.
— Teraz to już na pewno musisz
iść na ten bal — odpowiedział. — I czym prędzej rozwiązać tę cholerną zagadkę.
***
— Boże, nawet nie wiesz, jak
bardzo jestem podekscytowana! — powiedziała Ginny z szerokim uśmiechem na
twarzy, kiedy wchodziłyśmy do jednego z lepszych butików w Londynie.
Wiedziałam, że nie mogę iść na bal charytatywny organizowany przez pana Notta w
byle czym. Poza tym miałam udawać przyjaciółkę Malfoya, więc powinnam się przy
nim odpowiednio prezentować. Draco zawsze był eleganckim mężczyzną, ale teraz
jego zachowaniu dodatkowo towarzyszyła dojrzałość, która to potęgowała.
— Uwierz mi, wiem. Widać to z
daleka — zaśmiałam się, kręcąc głową na entuzjazm przyjaciółki.
Dziewczyna spojrzała na mnie z
dezaprobatą, lecz po chwili również się roześmiała.
— Okay, może przesadzam, ale
tylko odrobinkę! Zresztą teraz musimy się skupić, żeby wybrać odpowiednią
suknię dla pięknej Jean Howard — powiedziała, mrugając do mnie konspiracyjnie.
— Ciszej, Ginny — szepnęłam. —
Wiesz, że to tajemnica!
— Spokojnie. Przecież specjalnie
przyszłyśmy do sklepu w mugolskiej części Londynu.
Spojrzałam na nią niepewnym
wzrokiem. Przez wczorajsze wydarzenia byłam bardzo niespokojna. Wieczorem
podczas kolacji wspólnie z Harrym, Ginny i Ronem wymyśliliśmy dla mnie fałszywe
imię i nazwisko. Do balu pozostały tylko dwa dni, a ja miałam coraz większe
obawy, dodatkowo pogłębił je tajemniczy mężczyzna, który mnie wczoraj śledził. Potter
skorzystał nawet ze swojego dostępu do monitoringu miejskiego, ale zobaczył na
nim tyle samo co ja – dobrze zamaskowaną postać. Podejrzewaliśmy, że to kuzyn
Dracona, co było jeszcze bardziej przerażające. Oznaczało to tylko jedno –
nieubłaganie nadchodził dzień naszej konfrontacji z Kasjuszem Malfoyem.
— Wiem, ale i tak lepiej być
ostrożnym — powiedziałam i westchnęłam cicho. Weasley popatrzyła na mnie i
pokiwała głową, zgadzając się ze mną.
— Dzień dobry, mogę paniom jakoś
pomóc? — Przed sobą ujrzałyśmy młodą dziewczynę.
— Potrzebujemy sukni na bal dla
tej pani — odpowiedziała Ginny, wskazując na mnie ręką. Zauważyłam, że na jej
twarzy znów zagościł szeroki uśmiech.
— Oczywiście, zapraszam panie
dalej.
Po godzinie przymierzania bolała
mnie głowa, a po dwóch było mi już niedobrze. Moja rudowłosa przyjaciółka
odrzucała każdą suknię. Te koronki
wyglądają tandetnie, mówiła. Za to mnie podobała się większość z nich i
pewnie już dawno bym stamtąd wyszła z którąś, gdyby nie to, że Ginny
praktycznie zmuszała mnie, abym spróbowała założyć kolejną. Nawet dziewczyna,
która nas obsługiwała, była już zmęczona jej wybrzydzaniem. Pewnie uznała nas
za wariatki…
— Ta też odpada, źle wyglądasz w
tym kolorze. Musisz powalać swoim wyglądem, ale jednocześnie powinnaś olśniewać
elegancją. Pamiętaj, z kim idziesz na ten bal — powiedziała Ginny.
— Powalać? — zapytała
ekspedientka. — Chyba wiem, która suknia będzie odpowiednia! — W jej głosie
usłyszałam podekscytowanie i nadzieję na to, że w końcu uda się nas, a
właściwie Ginny, zadowolić. — Zaraz wracam!
— Kobieto, nie możesz być taka
wybredna! Inaczej spędzimy tu cały dzień! A przypominam ci, że dzisiaj idziesz
do lekarza, żeby sprawdzić coś bardzo ważnego! — syknęłam, korzystając z
nieobecności sprzedawczyni. W końcu mieliśmy się dowiedzieć, czy moi
przyjaciele zostaną rodzicami.
— Wiem, Hermiono. Po prostu chcę,
żebyś wyglądała zjawiskowo. — Podeszła do mnie i chwyciła mnie za ręce. Popatrzyła
na mnie uważnie i uśmiechnęła się delikatnie.
— Czy ja widzę w twoich oczach
łzy? — zapytałam zaskoczona. — Ginny, ja nie wybieram sukni ślubnej! Jeszcze
będziesz mieć okazję, by płakać — zaśmiałam się. Jednak przez głowę przemknęła
mi myśl, że ta chwila może nigdy nie nastąpić.
— Dobra, dobra! Już się biorę w
garść, ale pamiętaj, że czekają nas jeszcze jedne zakupy. Połowa twojej szafy
nadaje się do wyrzucenia!
— Hej, wcale że nie! —
zaprotestowałam, kładąc dłonie na biodrach.
— Faktycznie, myliłam się —
powiedziała Ginny. — Trzy czwarte twojej szafy jest do niczego!
Spojrzałam na nią krzywo, ale nie
odezwałam się, bo usłyszałam, że wraca ekspedientka.
— Jestem! Co powiedzą panie na
taką suknię? — zapytała rozpromieniona konsultantka. W rękach trzymała długą, chabrową
suknię z dekoltem w szpic. — Tak wygląda z tyłu — dodała i odwróciła ją.
Przód sukni był niezwykle prosty
i elegancki, ale to jej tył czynił ją wyjątkową. Na plecach miała wyłącznie
srebrne paski łączące się po skosie.
— Przymierzaj — powiedziała stanowczo
Ginny, która tak samo jak ja wpatrywała się w nią z uwielbieniem.
Zabrałam kreację z rąk dziewczyny
i weszłam do przymierzalni. Pierwszy raz czułam podekscytowanie podczas
zakupów. Czy to dziwne?
Po chwili niepewnie wychyliłam
głowę zza kotary.
— Na co czekasz?! Wychodź! —
zawołała moja rudowłosa kompanka.
Wyszłam i stanęłam na delikatnym
podwyższeniu. Czułam, że bije mi serce.
— I jak? — zapytałam, patrząc na
reakcję Ginny. Uśmiechała się, a ja poczułam ulgę.
— Wyglądasz zjawiskowo. Podoba ci się ta suknia? — Odwróciłam się i ujrzałam przed sobą Dracona Malfoya.
— Co ty tu robisz? — zapytałam.
Byłam zaskoczona jego obecnością w butiku. Ślizgon w mugolskiej części Londynu,
na dodatek w damskim butiku?
— Nie odpowiada się pytaniem na
pytanie. To niegrzeczne — powiedział i wolnym krokiem podszedł do mnie bliżej.
Stał stanowczo za blisko. — To samo tyczy się ignorowania komplementów — dodał,
patrząc mi prosto w oczy. Pachniał nieziemsko. Nie wiedziałam, jakich używał
perfum, ale musiały kosztować fortunę skoro były tak intensywne.
— Dziękuję, panie Malfoy —
powiedziałam chłodno. — Mogę wiedzieć, co pan tu robi?
— Tak lepiej — stwierdził z
typowo malfoyowskim uśmieszkiem na twarzy. Wyminął mnie, żeby usiąść na
sklepowej sofie tuż obok mojej towarzyszki. — Ginny. — Kiwnął głową i uśmiechnął
się do niej.
— Malfoy — odpowiedziała, patrząc
na niego uważnym wzrokiem.
— Odpowiadając na twoje pytanie,
Hermiono, akurat tędy przechodziłem i zobaczyłem cię przez okno wystawowe —
powiedział, odwracając głowę z powrotem w moją stronę.
— Akurat. Uważaj, bo ci uwierzę —
prychnęłam.
— Moje wydawnictwo ma siedzibę
ulicę dalej.
Zaskoczył mnie. Przez te
wszystkie wydarzenia prawie zapomniałam, że jest wydawcą. Spojrzałam na Ginny –
w końcu to ona dowiedziała się o jego zajęciu – a ta pokiwała tylko lekko
głową, potwierdzając słowa Draco. Całej sytuacji przyglądała się młoda
ekspedientka, która właśnie pożerała Malfoya wzrokiem. Poczułam się dziwnie.
Jakby mi to przeszkadzało…
— Proszę mi pomóc ściągnąć tę
suknię — zwróciłam się do niej, jednak ona wciąż bardziej była zainteresowana Ślizgonem. Pokręciłam głową z rozdrażnieniem i sama weszłam do
przymierzalni, po drodze mijając rozbawionego Dracona oraz zaskoczoną Ginny.
Kiedy wyszłam przebrana w swoje
ubrania, na kanapie nie było już nikogo. Wszyscy stali przy kasie. Podeszłam
tam z sukienką przewieszoną przez rękę.
— Proszę mi ją spakować —
powiedziałam do ekspedientki, podając jej suknię.
— Oczywiście. — Wzięła ją ode mnie
i popatrzyła na metkę. — To będzie tysiąc funtów.
Popatrzyłam na nią zaszokowana.
Spodziewałam się, że ubrania w tym butiku nie należą do najtańszych, ale…
— Proszę. — Draco podał kartę
kredytową pani przy kasie. Złapałam go za rękę i poczułam, jak tym razem to
jego ciało przeszły dreszcze. Ja, Hermiona Jean Granger, działałam na Malfoya?
— Sama zapłacę, uwierz, stać mnie
na to — powiedziałam stanowczym głosem, patrząc mu prosto w oczy.
— A ja chcę ci ją kupić, bo
wyglądasz w niej rewelacyjnie — odpowiedział, jakby to była oczywista sprawa.
— Nie ma takiej potrzeby, panie
Malfoy. — Przybliżyłam się do niego, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
— Uważam, że jest. Uznajmy, że to
w ramach podziękowania za to, co dla mnie robisz.
— Jeszcze nie masz mi za co
dziękować. A pieniądze lepiej wpłać na jakąś organizację charytatywną, jeżeli
tak bardzo ci zależy.
Mierzyliśmy się wzrokiem, a ja
czułam, że zaczyna mi się robić gorąco, mimo że w sklepie działała
klimatyzacja. Stojąc tak blisko Draco, zauważyłam, że miał cholernie długie i
gęste rzęsy. Sama byłam posiadaczką krótkich i jasnych. Irytowało mnie to, ale
ratowałam się mugolskim tuszem. Jakoś nie przekonały mnie czarodziejskie
sposoby. Nie wystarczyło, że Malfoy był przystojny, bogaty i obezwładniająco
pachniał? Oczywiście musiał mieć piękne rzęsy!
— W porządku, wpłacę pieniądze na
wybraną przez ciebie organizację charytatywną — odparł po chwili, uśmiechając
się delikatnie. — Ale za suknię też zapłacę — stwierdził i podał kartę
zafascynowanej całą sytuacją ekspedientce.
— Skoro będziesz w niej chodzić,
to proszę bardzo. Ja jej nie przyjmę — dodałam i obróciłam się na pięcie. —
Ginny, wychodzimy — powiedziałam do zaskoczonej przyjaciółki. Ujrzałam w jej
oczach rozczarowanie. Wiedziałam, że była zachwycona postawą Dracona, ale ja
miałam swój honor. Mężczyzna zachowywał się szarmancko, ale nie do tego byłam
przyzwyczajona. Czyżby brakowało mi poprzedniej wersji chłopaka?
— Granger, jaką ty jesteś
irytującą babą! — Zatrzymałam się tuż przed drzwiami na dźwięk ostrych słów
Draco.
Odwróciłam się i spojrzałam na
niego. Miał zaciśniętą szczękę i patrzył prosto na mnie. Uśmiechnęłam się
szeroko.
— Wróciłeś, Malfoy.
Kolejny rozdział opublikowany. Draco pokazał odrobinkę pazurków. Jak myślicie, co wydarzy się dalej? :D
Betowała wspaniała Agrat bat Machlat <3
Naprawdę bardzo spodobał mi się ten rozdział! Co prawda nie należał do wyjątkowo długich, ale ostatnio wolę krótsze rozdziały. :) Oczywiście najbardziej zachwyciła mnie ostatnia scena, kiedy nagle w sklepie pojawił się Malfoy! Za każdym razem z niecierpliwością wyczekuję ich konfrontacji. Jestem strasznie ciekawa, czy mężczyzną, który śledził Hermionę, rzeczywiście był Kasjusz, czy może ktoś, kogo zupełnie możemy się nie spodziewać. No cóż, pewnie wkrótce się okaże!
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. :)
M.
Dzisiaj znalazłam tego bloga i powiem Ci podoba mi się :D Czekam na kolejny rozdział
OdpowiedzUsuńHej :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się nowy Draco ale... tęskniłam już za starym xD
Czekam na dalszy ciąg :)
Luella